Spędzając godzinę przed szafą zastanawiałam się co założyć. Nie wiedziałam co wypadało ubrać na taki wypad. Sukienka, spodnie, spódniczka, kombinezon...Zawsze miałam dylemat!
Nieważne. W końcu musiałam się na coś zdecydować. Szperając w głębi szafy i wyrzucając z niej wszystko co tylko wpadło mi w ręce, natrafiłam na jakieś zawiniątko. Nie wiedziałam co to, ale niewiele się zastanawiając szybko odwinęłam ową reklamówkę. Pomyślałam najpierw, że jak zwykle coś sobie kupiłam a potem schowałam przed Bartkiem by znowu mi nie gadał, że wydaje pieniądze na rzeczy, których i tak nie noszę. Okazało się, że było tam coś zupełnie innego. Mym oczom ukazały się niemowlęce śpioszki, które to kiedyś dostałam od swoich rodziców. Tak bardzo cieszyli się, że będą mieli wnuka mimo tego, że na początku byli źli i zawiedzeni...
-Jak mogłam o nich zapomnieć...-szepnęłam, zaciągając się ich zapachem
Śmierdziały starością, bo w końcu leżały tak 10 lat, jednakże koloru ani uroku nie straciły ani krzty.
-Zobacz co znalazłam.-uniosłam wzrok na Bartosza, który to zjawił się w naszej sypialni
Stał w drzwiach, opierając się o framugę a dłonie ukrył w kieszeniach swych jeansów. Widać było, że przez jego głowę przemknęło ze sto myśli na raz a w niebieskich oczach zapaliły się ogniki, które nie były częstym widokiem. Oj nie...
Usiadł tuż za mną, tak że znalazłam się pomiędzy jego długimi nogami. Brodę oparł na czubku mojej głowy a dłonie oplótł na brzuchu.
-Wierzę, że już niedługo zagości tutaj ktoś kto odmieni nasze życie, ktoś kto postawi je trochę na głowie, ale przecież po to jesteśmy razem. By brać i dawać. A ty od zawsze dajesz mi najwięcej.-rzekł cicho, przesuwając opuszkami palców na wysokości pępka. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło...Tak bardzo go kochałam. Mimo wszystko, mimo tego co wydarzyło się kiedyś. Od pierwszej chwili wiedziałam, że przez życie przejdziemy razem. A to już 12 lat!
-Baaarteeek...
-Hmmm?-mruknął, przechwytując nagle małe ciuszki. Przyglądał im się tak bacznie. Zupełnie tak jakby chciał przypomnieć sobie pewne momenty, które za pewne uleciały i już nie wrócą.
-Nie mam się w co ubrać.-wywaliłam przejęta na co on z bezradności westchnął głośno i opadł jak bela do tyłu
-A ja nie mam na ciebie siły.-strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło by zaraz zebrać się z podłogi i wyjść. Babskie sprawy go przerastały.
Niedługo potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do klubu, w którym miała odbyć się impreza. Większość była już tam obecna, w zasadzie to zajechaliśmy jako ostatni, więc pytań typu "Co tak późno?" nie dało się uniknąć.
Było bardzo gwarno. Mężczyźni gościli się już przy barze, racząc drinkami, whisky czy też wódką a kobiety, siedząc w lożach rozmawiały o czym tylko popadnie. Taki to nasz urok. Plotki, ciuchy, zakupy i dzieci. Tematy numer 1. Noo o naszych facetach też trzeba było wspomnieć. Zwłaszcza po którymś już z kolei drinku, kiedy to języki rozwiązywały się coraz bardziej a fantazja ponosiła nieco ponad miarę.
-No to zdrówko dziewczyny!-kolejny toast został wzniesiony kolorowymi trunkami
Nie miałam mocnej głowy, więc po czwartym miałam lekkiego kręćka w głowie a przy tym i lepszy humor.
"Może już starczy kochanie?" ciągle jedno i to samo. On może a ja to co? Raz na ruski rok nie mogłam się zabawić wtedy kiedy była ku temu okazja?
Do mych uszu dobiegła wspaniała melodia. Bardzo dobrze mi znana piosenka.
Uwielbiałam ten kawałek, więc uśmiechając się radośnie podniosłam tyłek z kanapy, szukając wzrokiem Bartosza. Nie było go, co za tym idzie nie powinien mieć pretensji o to, że poszłam na parkiet z kimś innym. Tym kimś był Nikołaj Penczew, który to nagle stanął na przeciwko mnie i pociągnął na środek. Nie chwaląc się, byłam dobrą tancerką. W podstawówce i gimnazjum uczęszczałam na zajęcia taneczne. Kołysałam się w rytm muzyki, coraz to bardziej dając się ponieść muzyce. Potrzebowałam takiego oderwania się od rzeczywistości. Czułam się dobrze z tym, że byłam lekko pijana, bo wszystko inne wydawało się być łatwiejsze.
-Monika, wystarczy już. Widzę, że masz dosyć.-zarechotał, widząc mnie siedzącą na ławce pod klubem. Przykucnął naprzeciw mnie, kładąc dłonie na mych kolanach a ja próbując obrać konkretny punkt a dokładniej to twarz Kurka, zmrużyłam oczy i wystawiłam palec wskazujący, tak jakbym coś pokazywała, by zaraz dotknąć nim czoło mężczyzny.
-Nnn..ie ućkaj mi juu.ż.-czknęłam, kiwając głową na prawo i lewo
- Nie zamierzam. Złap mnie za rękę, zamówię taksówkę i jedziemy do domu.-wstał, czekając na mą reakcję, jednak pozostawałam bez
-Śfffiat wirrr...uje, nogi mam sfaty...nie mohe fssstaś...-po nieudanej próbie podniesienia się z ławki, opadłam z impetem, krzywiąc się na skutek bólu, przeszywającego kość ogonową-Auuuć...
-Trzeba było tyle pić?-skrzyżował ręce na klatce piersiowej, udając złego
-To barman polefaał...-zauważyłam-Pocauj mnie Bartosssh.-zamknąwszy oczy, usta ułożyłam jak do pocałunku, czekając aż jego usta spoczną na moich. Niedoczekanie!
-Może później...-jęknął, zamawiając akurat taksówkę
Załadował mnie do samochodu i pojechaliśmy. Fakt faktem, usnęłam po drodze, więc musiał mnie wyciągnąć i zanieść na górę do mieszkania, no ale raz kiedyś mógł się poświęcić, nie?
Położył mnie na łóżku, po kolei zdejmując szpilki z mych obolałych stóp by zaraz przymierzyć się do sukienki. Taki wielki chłop i nie mógł sobie poradzić z taką kruszynką jak ja. Z trudem rozpiął zamek i jakoś do połowy udało się ją zdjąć. Tylko do połowy.
-Mam płodne dni...-szepnęłam niemrawo, przekładając się na bok
Stał nade mną totalnie zziajany. W takim stanie to chyba nigdy nie miał okazji mnie widzieć.
-Nooo...jestem taki napalony, że hej!-sarknął, śmiejąc się-Znając ciebie to zaraz uderzysz w kimono.-zasiadł obok, narzucając na me ciało kołdrę
-Znająss mnie to na pefnoo...-nie minęła chwila a delikatnie pochrapywanie dało się słyszeć w całej sypialni.
Wyluzowałam się, dobrze mi to zrobiło.
I tak minęły 4 miesiące. Zaczął się kwiecień, rozgrywki ligowe dobiegały może nie do końca, ale niebezpiecznie się do tego zbliżały! Asseco Resovia dzierżyła raz po raz miejsce lidera i wicelidera Plus Ligi, Bartek zmagał się ponownie z kontuzją pleców a ja rozpoczęłam pracę z trudnymi dziećmi z Domu Dziecka. Nawet nie myślałam, że zawód, który sobie wybrałam będzie tak cholernie ciężki. Te wszystkie dzieciaki miały okropne życie. I pomyśleć, że i ja skazałam swoje maleństwo na taki los. Tylko i wyłącznie pod wpływem chwili, jakiegoś impulsu. Nie wiem co to było, bo przez całą ciążę adopcja nawet nie przemknęła nam przez myśl. Skąd to się nagle wzięło u Bartka? Dlaczego się na to zgodziłam?
Po tylu latach, gdy jest już za późno mogę szukać odpowiedzi na te pytania, ale po co? Po to by siebie dołować jeszcze bardziej?
Przez te 4 miesiące wykonałam także z 12 testów ciążowych i każdy jeden był negatywny. Nie poprawiało to mojego samopoczucia.
Wracając do domu ciągle myślałam o tych maluchach, o tym, że ciężko mi do nich dotrzeć, chociaż widziałam, że z kilkoma z nich udawało mi się przełamywać jakieś tam granice.
Wśród nich było rodzeństwo. Chłopiec i dziewczynka o imieniu Kajetan i Liliana. On miał prawie 11 lat a ona 13. Trafili tutaj po śmiertelnym wypadku samochodowym swoich rodziców, który miał miejsce rok temu. Byli tacy delikatni, zupełnie jak laleczki z porcelany. Kochane dzieciaki. Za każdym razem gdy do nich przychodziłam opowiadali mi jaka to ich mamusia była ładna a tatuś robił najlepsze naleśniki pod słońcem. Często chciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Silna dla tych dzieci, które nieopatrznie stały się całym moim światem.
^O^
Cześć! Witam w ten chłodny, październikowy wieczór :)
Ten rozdział zawiera dużo ważnych informacji.
Każdy kolejny będzie co raz to ciekawszy, więc zapraszam do czytania i komentowania :*
Wasza siatkarka.