piątek, 30 października 2015

Rozdział 3.

Zbliżała się impreza klubowa. Pierwsza w tym sezonie, a więc typowo zapoznawcza z nowymi zawodnikami i ich rodzinami. Mus nam było iść, bo przecież to był pierwszy sezon Kurka w barwach Asseco a poza tym gdzież by on przepuścił spotkanie z kolegami, zwłaszcza z Nowakowskim i Ignaczakiem.
Spędzając godzinę przed szafą zastanawiałam się co założyć. Nie wiedziałam co wypadało ubrać na taki wypad. Sukienka, spodnie, spódniczka, kombinezon...Zawsze miałam dylemat! 
Nieważne. W końcu musiałam się na coś zdecydować. Szperając w głębi szafy i wyrzucając z niej wszystko co tylko wpadło mi w ręce, natrafiłam na jakieś zawiniątko. Nie wiedziałam co to, ale niewiele się zastanawiając szybko odwinęłam ową reklamówkę. Pomyślałam najpierw, że jak zwykle coś sobie kupiłam a potem schowałam przed Bartkiem by znowu mi nie gadał, że wydaje pieniądze na rzeczy, których i tak nie noszę. Okazało się, że było tam coś zupełnie innego. Mym oczom ukazały się niemowlęce śpioszki, które to kiedyś dostałam od swoich rodziców. Tak bardzo cieszyli się, że będą mieli wnuka mimo tego, że na początku byli źli i zawiedzeni...

-Jak mogłam o nich zapomnieć...-szepnęłam, zaciągając się ich zapachem

Śmierdziały starością, bo w końcu leżały tak 10 lat, jednakże koloru ani uroku nie straciły ani krzty. 

-Zobacz co znalazłam.-uniosłam wzrok na Bartosza, który to zjawił się w naszej sypialni

Stał w drzwiach, opierając się o framugę a dłonie ukrył w kieszeniach swych jeansów. Widać było, że przez jego głowę przemknęło ze sto myśli na raz a w niebieskich oczach zapaliły się ogniki, które nie były częstym widokiem. Oj nie...
Usiadł tuż za mną, tak że znalazłam się pomiędzy jego długimi nogami. Brodę oparł na czubku mojej głowy a dłonie oplótł na brzuchu.

-Wierzę, że już niedługo zagości tutaj ktoś kto odmieni nasze życie, ktoś kto postawi je trochę na głowie, ale przecież po to jesteśmy razem. By brać i dawać. A ty od zawsze dajesz mi najwięcej.-rzekł cicho, przesuwając opuszkami palców na wysokości pępka. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło...Tak bardzo go kochałam. Mimo wszystko, mimo tego co wydarzyło się kiedyś. Od pierwszej chwili wiedziałam, że przez życie przejdziemy razem. A to już 12 lat!

-Baaarteeek...

-Hmmm?-mruknął, przechwytując nagle małe ciuszki. Przyglądał im się tak bacznie. Zupełnie tak jakby chciał przypomnieć sobie pewne momenty, które za pewne uleciały i już nie wrócą.

-Nie mam się w co ubrać.-wywaliłam przejęta na co on z bezradności westchnął głośno i opadł jak bela do tyłu

-A ja nie mam na ciebie siły.-strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło by zaraz zebrać się z podłogi i wyjść. Babskie sprawy go przerastały.

Niedługo potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do klubu, w którym miała odbyć się impreza. Większość była już tam obecna, w zasadzie to zajechaliśmy jako ostatni, więc pytań typu "Co tak późno?" nie dało się uniknąć.
Było bardzo gwarno. Mężczyźni gościli się już przy barze, racząc drinkami, whisky czy też wódką a kobiety, siedząc w lożach rozmawiały o czym tylko popadnie. Taki to nasz urok. Plotki, ciuchy, zakupy i dzieci. Tematy numer 1. Noo o naszych facetach też trzeba było wspomnieć. Zwłaszcza po którymś już z kolei drinku, kiedy to języki rozwiązywały się coraz bardziej a fantazja ponosiła nieco ponad miarę.

-No to zdrówko dziewczyny!-kolejny toast został wzniesiony kolorowymi trunkami

Nie miałam mocnej głowy, więc po czwartym miałam lekkiego kręćka w głowie a przy tym i lepszy humor. 
"Może już starczy kochanie?" ciągle jedno i to samo. On może a ja to co? Raz na ruski rok nie mogłam się zabawić wtedy kiedy była ku temu okazja? 
Do mych uszu dobiegła wspaniała melodia. Bardzo dobrze mi znana piosenka. 
Uwielbiałam ten kawałek, więc uśmiechając się radośnie podniosłam tyłek z kanapy, szukając wzrokiem Bartosza. Nie było go, co za tym idzie nie powinien mieć pretensji o to, że poszłam na parkiet z kimś innym. Tym kimś był Nikołaj Penczew, który to nagle stanął na przeciwko mnie i pociągnął na środek. Nie chwaląc się, byłam dobrą tancerką. W podstawówce i gimnazjum uczęszczałam na zajęcia taneczne. Kołysałam się w rytm muzyki, coraz to bardziej dając się ponieść muzyce. Potrzebowałam takiego oderwania się od rzeczywistości. Czułam się dobrze z tym, że byłam lekko pijana, bo wszystko inne wydawało się być łatwiejsze. 

-Monika, wystarczy już. Widzę, że masz dosyć.-zarechotał, widząc mnie siedzącą na ławce pod klubem. Przykucnął naprzeciw mnie, kładąc dłonie na mych kolanach a ja próbując obrać konkretny punkt a dokładniej to twarz Kurka, zmrużyłam oczy i wystawiłam palec wskazujący, tak jakbym coś pokazywała, by zaraz dotknąć nim czoło mężczyzny.

-Nnn..ie ućkaj mi juu.ż.-czknęłam, kiwając głową na prawo i lewo

- Nie zamierzam. Złap mnie za rękę, zamówię taksówkę i jedziemy do domu.-wstał, czekając na mą reakcję, jednak pozostawałam bez

-Śfffiat wirrr...uje, nogi mam sfaty...nie mohe fssstaś...-po nieudanej próbie podniesienia się z ławki, opadłam z impetem, krzywiąc się na skutek bólu, przeszywającego kość ogonową-Auuuć...

-Trzeba było tyle pić?-skrzyżował ręce na klatce piersiowej, udając złego

-To barman polefaał...-zauważyłam-Pocauj mnie Bartosssh.-zamknąwszy oczy, usta ułożyłam jak do pocałunku, czekając aż jego usta spoczną na moich. Niedoczekanie!

-Może później...-jęknął, zamawiając akurat taksówkę

Załadował mnie do samochodu i pojechaliśmy. Fakt faktem, usnęłam po drodze, więc musiał mnie wyciągnąć i zanieść na górę do mieszkania, no ale raz kiedyś mógł się poświęcić, nie? 
Położył mnie na łóżku, po kolei zdejmując szpilki z mych obolałych stóp by zaraz przymierzyć się do sukienki. Taki wielki chłop i nie mógł sobie poradzić z taką kruszynką jak ja. Z trudem rozpiął zamek i jakoś do połowy udało się ją zdjąć. Tylko do połowy.

-Mam płodne dni...-szepnęłam niemrawo, przekładając się na bok

Stał nade mną totalnie zziajany. W takim stanie to chyba nigdy nie miał okazji mnie widzieć. 

-Nooo...jestem taki napalony, że hej!-sarknął, śmiejąc się-Znając ciebie to zaraz uderzysz w kimono.-zasiadł obok, narzucając na me ciało kołdrę

-Znająss mnie to na pefnoo...-nie minęła chwila a delikatnie pochrapywanie dało się słyszeć w całej sypialni. 

Wyluzowałam się, dobrze mi to zrobiło.
I tak minęły 4 miesiące. Zaczął się kwiecień, rozgrywki ligowe dobiegały może nie do końca, ale niebezpiecznie się do tego zbliżały! Asseco Resovia dzierżyła raz po raz miejsce lidera i wicelidera Plus Ligi, Bartek zmagał się ponownie z kontuzją pleców a ja rozpoczęłam pracę z trudnymi dziećmi z Domu Dziecka. Nawet nie myślałam, że zawód, który sobie wybrałam będzie tak cholernie ciężki. Te wszystkie dzieciaki miały okropne życie. I pomyśleć, że i ja skazałam swoje maleństwo na taki los. Tylko i wyłącznie pod wpływem chwili, jakiegoś impulsu. Nie wiem co to było, bo przez całą ciążę adopcja nawet nie przemknęła nam przez myśl. Skąd to się nagle wzięło u Bartka? Dlaczego się na to zgodziłam? 
Po tylu latach, gdy jest już za późno mogę szukać odpowiedzi na te pytania, ale po co? Po to by siebie dołować jeszcze bardziej?
Przez te 4 miesiące wykonałam także z 12 testów ciążowych i każdy jeden był negatywny. Nie poprawiało to mojego samopoczucia. 
Wracając do domu ciągle myślałam o tych maluchach, o tym, że ciężko mi do nich dotrzeć, chociaż widziałam, że z kilkoma z nich udawało mi się przełamywać jakieś tam granice. 
Wśród nich było rodzeństwo. Chłopiec i dziewczynka o imieniu Kajetan i Liliana. On miał prawie 11 lat a ona 13. Trafili tutaj po śmiertelnym wypadku samochodowym swoich rodziców, który miał miejsce rok temu. Byli tacy delikatni, zupełnie jak laleczki z porcelany. Kochane dzieciaki. Za każdym razem gdy do nich przychodziłam  opowiadali mi jaka to ich mamusia była ładna a tatuś robił najlepsze naleśniki pod słońcem. Często chciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Silna dla tych dzieci, które nieopatrznie stały się całym moim światem. 


^O^
Cześć! Witam w ten chłodny, październikowy wieczór :)
Ten rozdział zawiera dużo ważnych informacji.
Każdy kolejny będzie co raz to ciekawszy, więc zapraszam do czytania i komentowania :*
Wasza siatkarka. 
 

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 2.

Kolejny mecz Rzeszowiaków wiązał się z taką jakby obowiązkową wizytą kobiet siatkarzy na hali. To już była tradycja. Miałyśmy swoją lożę z bardzo dobrym widokiem na boisko jak i samych zawodników. Oryginalna koszulka z numerem 1 i nazwiskiem KUREK na plecach po raz kolejny znalazła swoje miejsce na mym ciele. Na Podpromie udałam się w towarzystwie Iwony Ignaczak i jej dzieci. Pomyśleć, że ON mógłby teraz bawić się z Sebastianem, swoim rówieśnikiem. Bardzo lubiłam tego chłopca. Nie tylko dlatego, że był w wieku mojego syna. Sebek był po prostu wspaniały i wdzięcznie nazywał mnie swoją "ciocią Monią".

-Cześć laski!-dało się słyszeć z oddali żeński głos. Gdy podeszliśmy bliżej hali, zauważyłyśmy Olę z wózkiem w towarzystwie Piotrka i Bartka. Nie widziałam jeszcze ich maluszka, ale widząc reakcję Bartosza, który to zachwycał się nim niebywale, straciłam nawet najmniejsze chęci na to.

-Oto Filip Nowakowski. Fifi, poznaj swoje ciotki.-dumny środkowy odchylił kocyk tak byśmy mogły zobaczyć jego uroczą buźkę. Był śliczny. Naprawdę. 
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu!

-Gratuluję, jest wspaniały...

-Teraz wasza kolej Monia! Jak się ładnie postaracie to nasze dzieciaczki będzie dzielić jakiś rok.-Ola nie miała o niczym pojęcia, więc bez żadnych hamulców mówiła, patrząc na nas zachęcająco na co Iwona i Piotr jej przytaknęli, dodając, że to już najwyższa pora.

-Taa...zobaczymy co los przyniesie.-wymusiłam uśmiech, obróciłam się na pięcie i nie czekając na nikogo ruszyłam do wejścia, zostawiając ich zdezorientowanych. Tylko Kurek udał się na mną, chcąc jakoś podnieść na duchu.

(...)

-Trzymam kciuki skarbie, daj z siebie wszystko.-szepnęłam do ucha, uwieszając się na jego szyi

-Mogę liczyć na nagrodę?-zaśmiał się, poruszając zabawnie brwiami

-Tylko i wyłącznie jak wygracie, ale zastanowię się jeszcze.-pocałowałam go a zaraz zmyłam się na trybuny, zasiadając koło dziewczyny Drzyzgi i żony Ignaczaka.

Grali przeciwko Lotosowi Gdańsk. Mecz był długi i zacięty, ale ostatecznie zakończył się wygraną drużyny Anastasiego w tie breaku. W domu znalazłam się późnym wieczorem a wcześnie rano musiałam wstać do pracy. Szybko wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale wiecie co? Przed oczyma ciągle miałam Filipa. To małe stworzonko nie chciało dać mi spać. Zazdrościłam Olce. Pierwszy raz w życiu zazdrościłam swojej przyjaciółce. Koło północy miejsce obok mnie zajął mój narzeczony, przekonany o tym, że smacznie śpię, po cichu wkradł się pod kołdrę, odwracając do mnie plecami. 
Nie mogłam tak długo wyleżeć. Potrzebowałam się przytulić, więc szybko objęłam go ramieniem, wtulając twarz w jego kark.

-Nie możesz usnąć?-zapytał, splatając swą dłoń z moją

-Fifi jest prześliczny.-szepnęłam, podrywając się nagle do pozycji siedzącej. Podkurczyłam nogi pod brodę, oplatając je rękoma.

-Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym teraz...-jęknął, mając na myśli oczywiście temat z ostatnich kilku tygodni

-Chcę mieć dziecko Bartek. Ty i Ola macie rację, teraz jest na to czas. Ja muszę zajść w ciążę, bo inaczej zwariuję. Nigdy choć w małym stopniu nie zapomnę o Nim jeżeli nie urodzę kolejnego dziecka.-spojrzałam na niego z ogromną nadzieją w oczach. W myślach modliłam się o to, by nie zmienił zdania. Bartosz zaś przełknął głośno ślinę, tkwiąc wzrok w martwym punkcie.

-Powiedz coś, proszę cię.-dodałam po chwili, kładąc się z powrotem obok niego. Lustrowałam blondyna spojrzeniem, nerwowo odliczając w myślach czas jego milczenia. Przeczesał palcami włosy a zaraz podrapał się po kilkudniowym zaroście.

-To co z tą nagrodą?-wywalił ni stąd ni zowąd, spoglądając na me oblicze kątem oka. Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi.

-Nagrodą?! A...aaa!!! Ale przegraliście!-roześmiałam się sama z siebie

-Ale za to w jakim stylu.-wyszczerzył śnieżnobiałe ząbki, przygniatając mnie swym ciałem

-Nie mogę złapać powietrza.-prychnęłam, udając trudności z oddychaniem

-Zaraz zrobię ci sztuczne oddychanie.-rzekł inteligentnie, całując czule usta kobiety swojego życia, czyli moje

-Jakiś...Ty...Romantyczny...-dukałam w przerwie pomiędzy pocałunkami

W taki sposób rozpoczęliśmy starania o potomka. Maleństwo, które miało nas uszczęśliwić, które miało być z nami do końca życia, które miało być przez nas kochane i kochać nas.
Maleństwo, które miało uzupełnić pustkę w moim sercu. Bardzo tego pragnęłam.
Oboje tego pragnęliśmy. 

^O^
Drugi rozdział oddaję w Wasze ręce.
Nie będę tutaj za dużo pisać, bo za bardzo nie wiem o czym...:)
A! Lecę czytać Wasze blogi, teraz mam czas i właśnie się za to zabieram! :V
See you! ^^ :* 

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 1.

14.11.2005 roku, Nysa
-I co teraz zrobimy?-zapytał, stojąc nad szpitalnym łóżeczkiem-Jesteśmy za młodzi na to by mieć dziecko.-wpatrywał się tępo w śpiącego noworodka

-Na seks też byliśmy za młodzi a jednak to zrobiliśmy.-szepnęłam, będąc wyczerpana wielogodzinnym porodem.

Mieliśmy dopiero po 17 lat. 
Ja i On.
Monika i Bartek.
Oboje ledwo rozpoczęliśmy liceum. Oboje mieliśmy plany.
On rozpoczął siatkarską karierę, grał wraz z ojcem w AZS Nysa, uczył się w spalskiej szkole sportowej a ja tak bardzo chciałam zdać maturę i zostać psychiatrą.
Ta ciąża spadła na nas jak grom z jasnego nieba.
Chcieliśmy pobawić się w dorosłych, spróbować zakazanego owocu...Nieodpowiedzialność.

-Co z moją karierą, co z twoimi studiami?! Monika, nie możemy go zatrzymać. Nie damy rady.-mówił tak przekonująco, że aż mu uwierzyłam. Uwierzyłam, że jestem za młoda na bycie matką

-Chcesz go oddać do adopcji?-potrzebowałam potwierdzenia

Wzięłam to maleństwo po raz ostatni w ramiona. Był taki kochany. Taki nasz. Taki mój.
Nosiłam go pod sercem 9 miesięcy, zdążyłam pokochać miłością matczyną. Wtedy nawet nie czułam tak mocnej chemii do swojego chłopaka, z którym przecież poszłam do łóżka. 
Mój syneczek, mój kochany.
Nazajutrz już nie był mój. Nie był nasz. 
Oboje podpisaliśmy dokumenty by zaraz patrzeć jak pewna kobieta z ośrodka adopcyjnego zabiera go ze szpitala. 
Wmówiłam sobie, że zrobiliśmy dobrze dla siebie a przede wszystkim dla niego. No bo co para nastolatków mogła dać dziecku? Co prócz bezgranicznej miłości?
Po Bartku to chyba dość szybko spłynęło. Zajął się siatkówką. Karierą w klubie i reprezentacji.
Podejrzewałam, że poniekąd celowo szukał jak najwięcej zajęć by zapomnieć a przynajmniej nie myśleć. 
Ja udawałam, że zapomniałam. Wróciłam do szkoły, potem zdałam maturę, poszłam na studia. Nauka mnie pochłonęła. To fakt. 
Żyliśmy razem kolejne lata i ani razu nie zamieniliśmy słowa o naszym Syneczku. To był temat tabu w całej rodzinie. Co roku 18. kwietnia, czyli w dzień, w którym dowiedziałam się o ciąży otwierałam pudełko w tajemnicy przed Bartoszem, w którym miałam schowany test ciążowy i pierwsze zdjęcie z USG. Chciałam pamiętać.
W dzień urodzin Syneczka przeglądałam zdjęcia zrobione tuż po porodzie i myślałam o tym co teraz robi, czy ma fajną rodzinę, jak ma na imię...Nie znałam jego imienia. Dla mnie był po prostu Syneczkiem.

14.11.2015 roku, Rzeszów 
I pomyśleć, że to już 10 lat. 
Pewnie jest już dużym chłopcem-po tacie. Ciekawe czyj ma kolor oczu? Czyj kolor włosów?
Jak sobie radzi w szkole? Gdzie mieszka?
A co jeśli mieszka gdzieś obok mnie?
Po pracy jako pierwsza wróciłam do domu, Bartosz był jeszcze na treningu. Miałam zająć się mieszkaniem a w mojej głowie było tylko jedno. Nim się obejrzałam, minęło kilka godzin, Bartosz wrócił a obiadu nawet nie zaczęłam przyrządzać. 

-Kochanie! Nie uwierzysz, Pitowi syn się urodził!-rzekł rezolutnie na wejściu, rzucając w kąt ciężką torbę treningową-Zaprosił nas na pępkowe, idziemy później, co nie?-napadł na mnie w salonie, zostawiając pocałunek na poliku. Dopiero po chwili zauważył, że coś jest nie tak. Chyba zapomniał. Nie chyba. On naprawdę zapomniał.

-Nasz syn skończył 3 godziny i 41 minut temu 10 lat.

Jego wyraz twarzy był nie do podrobienia. Jakby ktoś mu walnął, ale tak porządnie.

-Ile ja bym dała żeby był  tutaj z nami.-szepnęłam, dyskretnie ocierając łzę, wypływającą na zewnątrz

-Byliśmy za młodzi...-zaczął starą kwestię, unikając mojego spojrzenia-Teraz...

-Nie. To ty byłeś za młody. To ty nie byłeś gotowy. Ja byłam. Ja chciałam być mamą.-warknęłam, przerywając jego wypowiedź.-Co dzień wpierałam sobie, że zrobiłam dobrze, bo mogłam pójść na studia, bo ten maluch ma normalne dzieciństwo, ale im bardziej to sobie powtarzałam tym bardziej wiedziałam, że popełniłam największy błąd w swoim życiu, bo jego miejsce jest przy mnie, przy nas.-nerwowo skubałam rękawy nieco przydługiego swetra by zaraz gryźć paznokcie.-Popatrz, ty zrobiłeś karierę, ja studia i co? Mamy mieszkanie, tytuły, kasę, siebie i...i nic. Poza tym nie mamy niczego.

-Właśnie dlatego, że teraz mamy to wszystko, możemy się postarać o dziecko. Teraz jest na to czas.-chwycił mą dłoń za wszelką cenę, chcąc bym popatrzyła w jego oczy

-Mówisz tak jakby On nie miał dla ciebie żadnego znaczenia Bartek.-nie dowierzałam w to co słyszę. To mnie bolało i to cholernie mocno.

-Miał. Ma. Tyle, że nie ma go. Żyje gdzieś w Polsce, jest szczęśliwy, ma kochających rodziców...Myślałem, że się z tym pogodziłaś.

-Nie i nigdy się z tym nie pogodzę.-poderwałam się z impetem, trzaskając za sobą drzwiami.

Na pozór szczęśliwa para. Kto znał naszą historię, wiedział, że to poniekąd tylko pozory. A niewielu wiedziało. Oj niewielu...




^O^
Cześć Wam! Nie wytrzymałam, napisałam to w przypływie dużej weny. Znowu Bartek?!?!
Nie bez powodu zwę się siatkarka kurkowa :)
Nie wiem czemu, ale nie potrafię o nikim innym napisać. Takie moje zboczenie zawodowe :P
Co myślicie? Wypowiadajcie się w komentarzach a ja już niedługo zaserwuję wam kolejny rozdział^^