niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 8.

24.GRUDNIA, WIGILIA,

Krzątałam się po kuchni od samego rana. Nie wiedziałam zupełnie w co włożyć ręce, bo przecież była Wigilia. Ostatnie przygotowania do świętowania. A to barszcz czerwony dochodził na kuchence gazowej, a to ostatnie pierogi z kapustą i grzybami lądowały w garnku z gorącą wodą, makowiec, który upiekłam dzień wcześniej pięknie prezentował się na paterze do ciast i czekał tylko na to by polać go lukrem i co najważniejsze, w tle leciała świąteczna muzyka w radio RMF FM. Kochałam święta. Nie tylko dlatego, że było mnóstwo dobrego jedzenia i prezentów. Przede wszystkim dlatego, że zawsze spędzaliśmy je w dużym, rodzinnym gronie, we wspaniałej, ciepłej atmosferze a przecież to było najważniejsze. Te święta były wyjątkowe z wielu względów. Pierwszym z nich było to, że to pierwsza nasza Gwiazdka jako małżeństwo, drugim zaś było to, że po raz pierwszy będzie z nami ktoś, kto powinien gościć z nami od lat, ktoś kogo oboje kochaliśmy nad życie. Tym kimś był nasz syn. Dostaliśmy oficjalną zgodę na to, by Kajetan był z nami przez te 3 magiczne dni. Bartosz po porannym treningu pojechał po niego, zabrał jego rzeczy i przyjechali. Chyba nic lepszego nie mogło nas spotkać. I nawet już prezenty nie miały znaczenia. Najmniejszego! 
Na wejściu zrzucił w pośpiechu swą kurtkę, i zapominając o zaśnieżonych butach wpadł do kuchni, rzucając się na mą szyję. Zrobiło mi się tak przyjemnie, jakby ktoś podarował mi gwiazdkę z nieba. 

-Stęskniłem się Monia.-szepnął mi do ucha, pozostawiając na policzku mokry ślad po całusie

-Ja też kochanie.-uśmiechnęłam się promiennie, targając go po blond czuprynie

-Chodź, zaniesiemy twoje rzeczy do pokoju i weźmiemy się zaraz za ubieranie choinki!-zawołał Bartek, stojąc w przedpokoju 

-Nie ubraliście jeszcze choinki?!-spytał zdziwiony, nalewając sobie soku pomarańczowego do szklanki, który to stał na blacie szafki

-Czekaliśmy na ciebie Młody.-odparł Kurek, ciągnąc za sobą średniej wielkości walizkę do pomieszczenia, w którym spać miał Kajtuś

Chłopiec nie czekał długo. Odstawił naczynie i zaraz pobiegł za ojcem. Na jego buzi wymalowany był tak wielki uśmiech, że aż przez mą głowę przeszła myśl, iż tak mogło by już zostać na zawsze. Z chęcią bym go już nigdy nie oddawała, ale niestety nie mogłam go zatrzymać na dłużej niż było na to pozwolone. 
Powróciłam do swoich zajęć.
Barszcz i uszka były gotowe, karp, który był ulubioną rybą mego męża, czekał dzielnie na to by go usmażyć a pochwalę się, że dzień przed z powodzeniem udało mi się go ogłuszyć a potem zabić i wypatroszyć. Dzielna kobieta ze mnie. 

-Skarbie, chodź!-usłyszałam głos, dochodzący z salonu. Zostawiłam wszystko co do tej pory robiłam i posłusznie udałam się do chłopaków, którzy to otworzyli wielki karton z ozdobami świątecznymi. Zaśmiałam się, widząc jak ci dwaj stoją obok siebie w ten sam charakterystyczny sposób, oboje w lekkim rozkroku, z jedną dłonią, wsuniętą w jeansy a na obu twarzach malował się ten sam cwaniakowaty uśmieszek. Niczym dwie krople wody. Na język sunęło mi się by to skomentować, ale przecież Kajtek nie wiedział, że jesteśmy jego rodzicami i lepiej dla nas by tak pozostało jak najdłużej. Nie mogłam pozwolić na to by coś się popsuło, by nas znienawidził. Było cudownie, magicznie. Musiało tak zostać. 

-Na co czekacie, lampki trzeba zawiesić!-zaklaskałam w dłonie, by popędzić ich do roboty. Nie minęła chwila a cała nasza trójka zajęta była strojeniem zielonego drzewka.

-Ooooooooh
Snow is falling, all around me
Children playing, having fun
It's the season, love and understanding
Merry Christmas everyone-
podśpiewywał Bartek, słysząc melodię dochodzącą z podgłoszonego radio. Śniegu, jak przystało na zimę w Polsce, od kilku ładnych lat nie było prawie wcale, ale ta piosenka wynagrodziła nawet brak białego puchu, który bądź co bądź, ale był jednym z wielu symboli świąt Bożego Narodzenia. 



-Time for parties and celebrations
People dancing, all night long
Time for presents, and exchanging kisses
Time for singing Christmas songs-
do tego włączył się Kajtek, który, trzymając w rękach łańcuch, mający znaleźć się na choince, zaczął tańczyć na środku, okręcając w okół siebie ową rzecz


- We're gonna have a party tonight
I'm gonna find that girl
Underneath the mistletoe, we'll kiss by candlelight-
tę część zaśpiewaliśmy już razem, tym samym kończąc stroić świąteczne drzewko


(...)

Stół był już gotowy, znajdowały się na nim wszystkie przygotowane przeze mnie potrawy, pod obrusem leżało sianko a i nie zabrakło dodatkowego nakrycia dla strudzonego wędrowca. Polskie kolędy rozbrzmiewały z głośników telewizora, nadając tym samym niesamowity nastrój. Bartek i Kajetan stali na balkonie, wyglądając pierwszej gwiazdki. Minęło dosyć sporo czasu nim pojawiła się na czarnym niebie, ale za to dała mnóstwo radości najmłodszemu.

-Jest już! Pierwsza gwiazda świeci!-wpadł jako pierwszy do części jadalnej, by zakomunikować mi tę radosną wieść. 

-No to zaczynamy, chodźcie do stołu.-powiedziałam, poprawiając na sobie czerwoną sukienkę. 

Bartosz, jak przystało na głowę rodziny, rozpoczął wieczerzę wigilijną modlitwą. Nie mogłam opanować uśmiechu, który cały czas wkradał mi się na usta. Powinnam zachować powagę, ale nie potrafiłam. To było silniejsze ode mnie. 
Każdy z nas wziął po kawałku opłatka, który znajdował się na małym talerzyku. Nim zdążyliśmy razem z Bartkiem jakkolwiek zareagować to znalazł się przy nas Kajtuś. Stanął na przeciw i patrząc raz po raz w moje oczy a następnie Bartka, zaczął:

-Chciałbym wam życzyć, a właściwie to życzyć nam, by każde kolejne święta wyglądały tak samo. Byśmy spędzali je razem, we troje, bo jest wspaniale. Dawno nie miałem tak udanych świąt, wiecie?-był taki poważny a ja ze wzruszenia roniłam łzy, jedną za drugą przy okazji, ściskając co raz to mocniej dłoń męża, który to chyba również się wzruszył, ale jak przystało na twardziela, dzielnie zatrzymywał łzy w zaczerwienionych oczach.-I jeszcze coś...

-Tak?-szepnęłam, prawie że nie usłyszalnie

-Nigdy się nie zmieniajcie.-dodał, wtulając się w nas

-Boże...jak my cię kochamy Młody.-rzekł Bartosz, głaszcząc nastolatka po głowie

-Też was kocham.-odparł, podnosząc znowu głowę do góry

-No dobra, jedzmy, bo barszcz ostygnie.-zaśmiałam się, ocierając mokre polika

-Jestem bardzo głodny!-kiwnął rezolutnie głową Kajtek, jako pierwszy zajmując miejsce przy stole

I tak też zaczęły się nasze pierwsze, wspólne święta. 
Co chwila zerkałam znad talerza na tych dwóch, siedzących obok siebie. Byli identyczni. Nawet w ten sam sposób jedli pierogi. Najpierw obgryzali brzegi a na sam koniec zjadali środek. 
Niemożliwe po prostu.  
Po kolacji przyszła pora na rozpakowywanie prezentów. Dla każdego znalazło się coś miłego a przy tym nie zabrakło wspólnego śpiewania kolęd, które przyniosło nam mnóstwo radości.


^O^
Merry Christmas everyone! <3
Z małym poślizgiem, ale jestem :)
Nie wiem czy przed świętami coś się pojawi, dlatego już teraz dodaję świąteczny odcinek. Mam nadzieję, że się podoba! Pozdrawiam :* 

6 komentarzy:

  1. Cudny ;*
    Przepraszam..tylko na tyle mnie dzisiaj stac..

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny ;*
    Przepraszam..tylko na tyle mnie dzisiaj stac..

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Kajtek zostanie z nimi.

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział, mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze i że Kajtek będzie mógł zostać z nimi . Dobrze ,że są szczęśliwi. czekam na kolejny :* Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Najcudowniejszy rozdział :)
    Lubię czytać o świętach.
    Czekam na kolejny :)
    Mam nadzieję, że skomentujesz moje rozdziały :)
    Pozdro :)
    http://jedyna-milosc-jaka-znam.blogspot.com/
    http://rozbrajaszmniepieszczota.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak rodzinnie się zrobiło :) Cudownie :)

    OdpowiedzUsuń