Wstałam dosyć wcześnie, bo około 7:30, aby wyprasować koszule chłopakom, oraz by uszykować sobie jakąś sukienkę. Przy okazji także przyrządziłam świąteczne śniadanie dla swych mężczyzn, którzy jak się okazało nie zamierzali dzisiaj szybko wstawać. Przynajmniej miałam ciszę i spokój a co za tym idzie mogłam wszystko na spokojnie porobić.
Okręcając na palcu przepiękny pierścionek z brylantem, jaki dostałam od męża na gwiazdkę, zasiadłam na chwilę w salonie by wypić kawę. W telewizji, na Polsacie, akurat puścili powtórkę "Kevin sam w domu". Znałam film na pamięć aczkolwiek nie wyobrażałam sobie świąt bez przygód tego łobuza.
Z zainteresowania Kevinem wyrwał mnie dźwięk telefonu Bartosza, który leżał na stoliku.
Nie zastanawiając się zbyt długo, przeciągnęłam palcem po ekranie, widząc napis "Pit dzwoni".
-Słucham?-spytałam, upijając łyk czarnego napoju
-Monika?!-nieco zdziwiony środkowy aż zapiszczał mi do słuchawki
-Nooo...a spodziewałeś się jakiejś innej?-zarechotałam, odstawiając kubek na stół
-Nie, no coś ty! Myślałem, że Kuraś odbierze.-zaśmiał się-Wiesz co, zapraszamy razem z Olką do nas na kolację dzisiaj. Na obiedzie będziemy u teściów, ale potem wracamy, bo Filip się przeziębił.-zaproponował z nadzieją w głosie
-Okej, o 17?-spytałam, zerkając kątem oka na postać Kajtka, który jeszcze w piżamie pojawił się w salonie
-Jasne, jasne.-odpowiedział wyraźnie zadowolony
-A wziąć coś ze sobą?-spytałam, mając na myśli oczywiście jakąś flaszeczkę
-Jak najbardziej wskazane. Trzeba się nasmarować.-walnął na co się roześmiałam
-No to do później, pa.-odkładając telefon z powrotem, przeniosłam swą uwagę na syna, który to usadowił się niedaleko mnie
-Wyspałeś się?-posyłając w jego kierunku czuły uśmiech zaraz wstałam i przyniosłam mu coś do jedzenia
-Bardzo, dziękuję.-odwzajemnił mi tym samym a mnie już niczego więcej nie było trzeba. Wystarczyło, że chłopiec był bardzo zadowolony.
-Wcinaj, idę obudzić ojca.-powiedziałam bez zastanowienia, udając się w kierunku naszej sypialni. Dopiero po chwili skapowałam co przed chwilą wypłynęło z mych ust. Cholera...dobrze, że Kajetan nie zwrócił na me słowa szczególnej uwagi.
Zamykając za sobą drzwi od naszej oazy, chwyciłam za poduszkę, leżącą na fotelu i rzuciłam nią w atakującego.
-Kurek, wstawaj! 11 dochodzi a na 13 jedziemy do rodziców.-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, oczekując jego reakcji
-Chociaż w święta mogłabyś być miła.-jęknął, nakrywając się kołdrą po same uszy
-Przecież ja zawsze jestem miła i kochana w dodatku.-prychnęłam, siadając na nim okrakiem-Wstawaj Bartek, Piotrek dzwonił. Na wieczór mamy zaproszenie na wódkę.-ukazując rząd białych ząbków, pochyliłam się nad nim by zdjąć kołderkę z jego łepetyny, ale zaś robić tego nie musiałam, bo jak usłyszał te dwa magiczne słowa "Piotrek" i "wódka" to sam nagle się poderwał, zwalając mnie tym samym na bok
-I to niby ja jestem niemiła. A kto potraktował mnie teraz jak worek z ziemniakami?-śmiejąc się głośno, wstałam i wyszłam z sypialni, słysząc za sobą tylko rozbawiony głos i "Kocham cię wiedźmo".
Taaa, cały on.
I tak też wybiła 13, zjawiliśmy się na uroczystym obiedzie u Kurków a razem z nami zawitał brat teścia z rodziną oraz mój szwagier Kuba z dziewczyną, który to 2 dni temu wrócił ze spalskiego internatu.
Zabrałam ze sobą makowca, którego to przecież mój teść wręcz kocha a jego żona zrobić nie potrafi. I tu ja, jako synowa miałam wielkiego plusa u Kurka seniora.
Na wejściu przejął go ode mnie, ale oczy zaświeciły mu się dopiero wtedy gdy ujrzał Kajetana, który to stał dosyć niepozornie przy Bartoszu, sprawiając tym samym wrażenie wiernej kopii swego taty.
-Ty pewnie jesteś Kajtek.-szepnął, łamiącym się głosem. Tylko patrzeć jak o mało się nie rozryczał, a stojąca za nim Iwona nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa
-Tak, dzień dobry.-rzekł rezolutnie, wyciągając w stronę obojga dłoń na przywitanie
-Dzień dobry.-wydusiła w końcu z siebie teściowa, ściskając jego rękę-Ja jestem Iwona, a to mój mąż Adam. Jesteśmy rodzicami Bartka, ale to już pewnie wiesz.-przechyliła głowę, przyglądając mu się bacznie
-Wiem, dużo o państwu słyszałem.-i po raz kolejny się uśmiechnął, przyprawiając tym samym Adama Kurka o łzy
Bartek spojrzał na mnie, ja na niego. To było do przewidzenia, ale trzeba było jakoś wybrnąć. W końcu były święta, czas radości. Nie smutku! Broń Boże.
-Zapraszamy do stołu, chodźcie kochani.-gestem ręki, pani domu zaprosiła nas do salonu, gdzie na wielkim stole widniało mnóstwo potraw a piękna, zielona choinka lśniła wieloma kolorami
Było naprawdę bardzo miło. Nawet Kajtuś nie czuł się skrępowany. Rozmawiał ze wszystkimi jakby znał ich całe życie. Bardzo mi się to podobało. Iwona oraz Helena, bratowa teścia, były nim zachwycone, nazywając go "Małym czarodziejem", gdyż miał gadane jak Bartek i Adam. Potrafił okręcić sobie każdego wokół palca.
Minęły 3 godziny, zaraz mieliśmy się zbierać do Nowakowskich, ale jak się zorientowałam to Bartka i jego matki nigdzie w zasięgu oka nie było. Przeprosiłam całe towarzystwo przy stole, chcąc znaleźć męża i zakomunikować mu po prostu, że pora jechać.
Nie musiałam daleko szukać, bo głosy z łazienki dały mi do zrozumienia, że oni oczywiście tam są. Im bardziej się zbliżałam tym bardziej wiedziałam, że dyskutują o czymś zażarcie. I to raczej nie było nic przyjemnego. Nie powinnam była podsłuchiwać, ale to co usłyszałam, nie pozostawiało mi innego wyboru.
-Przepraszam synu, przepraszam...-płaczliwym tonem mówiła pani Kurek
-Słuchaj, nie ma już o czym mówić. Było minęło, tak?! Tylko, że gdybym wiedział, że on z powrotem trafi do nas to nigdy w życiu bym ciebie wtedy nie posłuchał. Nigdy, bo to trafiło w Monikę podwójnie.-dosyć zdenerwowany, ale starający się zachować spokój Bartosz chadzał nerwowo po łazience
-Nigdy w życiu nie wybaczę sobie, że to się stało przeze mnie.-chwyciła go za ramię, chcąc by spojrzał jej w twarz
-Byłem młody, głupi. Nie miałem jeszcze swojego zdania...Posłuchałem cię, bo przecież moja kariera była i jest najważniejsza, nie? A jak to powiedziałaś...-wymachiwał rękoma, przypominając sobie słowa matki sprzed 12 lat-"Ta dziewucha ze wsi z bachorem zmarnują ci życie". Tylko wiesz co?! Ta dziewucha ze wsi sprawiła, że stałem się lepszym sobą i cieszę się, że chociaż w jej kwestii ciebie nie posłuchałem.-warknął a ja wiedziałam już wszystko w tym temacie. Ułożyłam sobie w głowie wszystko, co wydawało mi się być niejasne i wiedziałam już, że nagły pomysł oddania dziecka do adopcji wypłynął za sprawą jego matki.
Strasznie się z tym czułam. Poczułam się zawiedziona i oszukana.
Zaciskając powieki, odsunęłam się cicho by czasem nie spostrzegli, że ktoś ich słyszał.
Pojechaliśmy do Piotrka i Oli, spędziliśmy tam czas do północy. Nie wspomniałam o tej sytuacji ani razu, nie chciałam psuć nam świąt. Postanowiłam poczekać. Nie wiem jak długo.
^O^
Wyrobiłam się, jestem :)
Raz jeszcze życzę Wam wesołych świąt, mam nadzieję, że będą one pełne ciepła i miłości <3
Pozdrawiam i zapraszam do czytania oraz komentowania :)
Nie sądziłam, że jego matka tak postąpiła przed laty. Może teraz ma szanse to wszystko naprawić, ale czy Monika to wybaczy.
OdpowiedzUsuńAle szok,no ładanie się porobiło. To przez mamę Bartka musieli oddać dziecko do domu dziecka, jestem ciekawa jak teraz postąpi MOnia. Są ze sobą szczęśliwi i obrazek kochającej rodzinny ,szkoda że czasami nie można cofnąć czasu. Ja na miejscu Moniki powiedziałabym szybko Bartkowi ,że słyszałam ich rozmowę a teściową przez jakiś czas trzymałabym z daleka.czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOd początku wiedziałam, że to rodzice tak kazali, miałam takie przeczucie.
OdpowiedzUsuńTak poza tym to fajna rodzinka z nich :)
Czekam na komentarze od Ciebie.
Weny :)
To ja jeszcze Cię zapraszam na moje dwa pozostałe opowiadania.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że skomentujesz.
Nadrobione! :)
OdpowiedzUsuńJest przed północą, więc oszczędzę sobie, zapewne dziwnego, komentarza, ale jedno muszę napisać: jak matka mogła mu kazać zrobić takie coś?! Ja rozumiesz kariera, te sprawy, no ale...?
Pod następnym rozdziałem się bardziej wysilę (a przynajmniej powinnam!).
:)
Wiesz co? Ja bym chyba nie wytrzymała i bym normalnie wkroczyła do teściowej i Bartka... Coś takiego...
OdpowiedzUsuń