poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 14.

Tak jak to było zaplanowane-pojechaliśmy w piękne, polskie góry na 2 dni.
Góry same w sobie nie są złe, wręcz przeciwnie! Są wspaniałe, ale tylko wtedy gdy nikt mi nie każe na nartach jeździć. Wiecie o co chodzi, ponieważ wam wspominałam wcześniej.
Chłopcy, jak się domyślacie, byli bardzo, ale to bardzo podekscytowani wyjazdem jak i samym pobytem w Zakopanem, więc podczas kilkugodzinnej podróży bez przerwy, zupełnie jakby na złość, bawili się w Osła, pytając "Daleko jeszcze?". 
Nie żeby specjalnie Bartosz posadził mnie za kółko, więc dzielnie musiałam znosić ich pytania i starać się grzecznie odpowiadać.
Straszne marudy, jak baby w ciąży.
Po zameldowaniu się w hotelu, szybko pobiegli z torbami na górę, położyli je w kącie i już zatarli ręce, chwytając pod pachy sprzęt narciarski.

-Juuuż?! A nie możemy najpierw odpocząć po podróży?-mruknęłam, opadając na wielkie łóżko

-Odpoczywać będziemy w nocy! Dalej Monia, wstawaj!-odparł Kajetan, stojąc już przy drzwiach

-Właśnie!-przytaknął mąż, ale po chwili jednak skumał o co mi chodzi i uśmiechnął się pocieszająco-Nie martw się, wymasuję ci tyłek później.

-Bardzo śmieszne?-sarknęłam, zbierając się z wyra. Przewróciwszy oczami, otrzepałam bluzkę z niewidzialnego kurzu, ubrałam kurtkę narciarską oraz buty i wyszłam przed nimi, noo...co najmniej jakby mi się tam bardzo paliło!

-Nie lubi nart?-chłopiec zerknął na ojca, robiąc pytającą minę na co Bartosz bez ogródek walnął:

-Lubi, lubi. To narty nie lubią jej.-roześmiał się radośnie a Kajetan mu wtórował. Widzicie, śmichy chichy sobie ze mnie urządzili. Zero zrozumienia dla biednej kobiety!

(...)

Na stoku było pełno turystów. Jedni radzili sobie bardziej inni mniej, zaś wychodziło na to, że nie byłam w tym najgorsza. Bądź co bądź przewróciłam się tylko 10 razy co przy uczących się dzieciach było niczym. Oni to się ciągle przewracali! I tym się pocieszałam, bo w końcu czymś musiałam.
Kajtek brał lekcje pod okiem instruktora, który stwierdził, że chłopak ma smykałkę do tego w genach, więc jak się domyślacie:na pewno nie po matce swojej rodzonej. 
Bartek za to urósł jeszcze z pół metra po tym jak pewna kobieta po 30stce, przyglądając się jego poczynaniom, przystanęła na moment i pochwaliła go głośno, wdzięcząc się przy tym jak łania w okresie godów. 
Popatrz, popatrz. To z mojego Bartka taki bajerant!
Tak, tak! Bajerował ją na milion możliwych sposobów a ona o mało nie odleciała stamtąd na skrzydłach Amorka, bo przecież to Bartek Kurek! Ciacho z kadry, ciacho z klubu, ciacho z reklamy, ale przede wszystkim ciacho, które od dawna jest zajęte i chyba na moment o tym zapomniało.
Spojrzałam jeszcze na syna, który dalej uparcie ćwiczył zjazd i przeprosiłam na moment jego nauczyciela, udając się parę metrów dalej w stronę ubawionego siatkarza. Jak mnie szlag trafiał to chyba się domyślacie, bo to przecież mój facet! Mój i tylko mój!

-Kochanie!-pojawiłam się tak nagle, że o mało ze strachu nie podskoczył a jego rozmówczyni, jak do tej pory była rozgadana tak teraz zaczęła się jąkać-Nie pamiętasz już co mi obiecałeś?-mruknęłam, uwieszając się na jego szyi by zaraz zatopić swe usta w jego. Robiłam to specjalnie, chciałam pokazać tej wypindrowanej laluni, kto tu rządzi. 
Kurek był tak zdziwiony, że nawet zapomniał jak się całować, co z boku mogło wyglądać przekomicznie i na pewno tak wyglądało.

-A obiecałem ci coś?-wydusił w końcu, odchrząkując głośno

-No pewnie, że tak...-przygryzłam seksownie wargę, przesuwając opuszką palca po jego policzku, ustach i brodzie by zaraz zniżyć się ku szyi-A! Ooo...A może najpierw przedstawisz mi swoją znajomą, co Kurczaczku?-przeniosłam w końcu swą uwagę na wpatrującą się w nas blondynkę

-Eeeee....nooo....to jest....ma na imię...-zgaduj zgadula! Nie wiedział jak ma na imię, więc krzywiąc się, drapał po szyi, że niby coś go swędziało

-Ja tylko pytałam, gdzie pan tak dobrze nauczył się jeździć. To wszystko.-wytłumaczyła się kobieta, robiąc parę kroków w tył

-Tak, dokładnie.-potwierdził, kiwając głową

-To może porozmawiamy sobie we trójkę przy kawie? A właściwie we czwórkę, bo jest tu jeszcze nasz syn.-uśmiechnęłam się niby przyjaźnie a tak naprawdę to mroziłam ją spojrzeniem

-Właściwie to muszę lecieć! Mąż na mnie czeka! Do widzenia!-i zmyła się tak szybko jak pojawiła w zasięgu Bartosza. Uśmiechnęłam się triumfalnie, gratulując sobie w myślach. Dobra jestem! Bardzo dobra! Co moje to moje, nie ruszać. I tak się zastanawiam czy by  mu w końcu takiej tabliczki nie zawiesić "Prywatne, nie dotykać." Genialny zamysł. Brawo ja.

Kuraś stał jak słup soli, próbując coś powiedzieć, więc wydobywał z siebie jakieś nieznane mi póki co dźwięki, wskazywał palcem raz na mnie, raz na miejsce, w którym stała owa babka i po chwili parsknął śmiechem, przysiadając na śniegu.

-Ty jesteś lepsza od spreju na komary. Patrz jak ją przepędziłaś! Nie wierzę!-rechotał, chowając twarz w dłoniach

-Mam cię na oku! MĘŻU!-podkreśliłam dostatecznie głośno i wyraźnie ostatnie słowo, co by każda tu obecna usłyszała

-Ej! Wszystko wszystkim, ale "Kurczaczku"?!-spoważniał, wyszczerzając oczy

-Następnym razem powiem "Ptaszynko" jeśli chcesz.-odparłam, zastanawiając się nad tą kwestią

-To mi uwłacza, jeszcze ktoś sobie pomyśli, że mam małego!-wstał, otrzepując się z białego puchu

-Kretyn.-chlasnęłam go w czoło, nabierając na dłoń śnieg, z którego ulepiłam kulkę i rzuciłam nią w męża-Najważniejsze, że ja wiem jaki jest i nie narzekam! A poza mną nikt nie musi wiedzieć. Nawet szczupła blondynka z nogami a'la Miranda Kerr.-burknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej

-Z-A-Z-D-R-O-Ś-N-I-C-A! Hej no...złośnico moja, przecież wiesz, że ja tam się na żadną inną samicę nie rzucę, tylko i wyłącznie na taką jedną co tu stoi obok i się buczy na mnie.-starał się mnie udobruchać, dłońmi kołysząc me biodra na prawo i lewo. Spuściłam wzrok, usta składając w ciupek. No zła byłam, niech będzie.

-Uważaj sobie, zazdrosna Monika to zła Monika. Pamiętaj!-zastrzegłam po chwili, spoglądając w bok na Kajtka, który zbliżał się do nas.

-Pamiętam.-ucałował mnie w czoło po czym oboje przenieśliśmy swą uwagę na nastolatka, który powiadomił nas, iż jest głodny, więc zabraliśmy siebie i swoje manele ze stoku i poszliśmy do jakiejś restauracji.

Tak też minął nam pierwszy dzień krótkiego urlopu w Zakopanem. Nie powiem, bo miło było, tylko niech ten mój mężulek hamuje nieraz tego "samca alfa", który się w nim czasem budzi. Powiedziałam czasem? Nie, często! Tylko czasem wam o tym mówię.
Tym bardziej, że niedługo mamy  brać ślub kościelny, do którego jak wiecie się wcale nie przykłada i muszę go ganiać i namawiać wiecznie. Jeszcze tak będzie, że z tego ślubu nic nie będzie, że zrezygnuję, bo sama nie zamierzam ciągle działać! A skoro on się nie przykłada to znaczy, że mu nie zależy...

^O^
Cześć! Jakież emocje wczoraj zafundowali nam chłopcy! Horror pt "Polska vs Niemcy", który o mało nie doprowadził mnie do stanu przedzawałowego, dzisiaj wspominam bardzo dobrze a wczoraj płakałam. Płakałam z radości, niedowierzania i dumy. 
Teraz czekamy na serial "Droga do Rio prowadzi przez Tokio", w którym nasi na pewno pokażą klasę i zmiotą rywali z parkietu! :*

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Monia zazdrosna,ale ja ja rozumie. A Kurka mina musiała być bezcenna, dobrze że Monika pogodniła tą kobietę. Tworzą szczęśliwą rodzinkę i to najważniejsze.Dobrze ,że spędzają czas razem, mam nadzieję,że wszyscy będą zadowoleni z pobytu w Zakopanym i nic złego się nie stanie.Współczuje MOnice jak kierowała autem,marudzenie nad uchem może wkurzyć kierowce ale dobrze że dowiozła ich całych i zdrowych.Jestem ciekawa kiedy Kajtek dowie się prawdy. czekam z niecierpliwością na kolejny. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mina Kurka pewnie bezsenna, gdy Monia tak pogoniła tą Babę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze. Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam Twojego bloga przypadkowo i jestem pod ogromnym wrażeniem. Jednym tchem przeczytalam wszystkie rozdziały, już nie mogę doczekać się kolejnych. Dawno nie spotkałam tak oryginalnej historii. :) Przepraszam za ogólny komentarz przy następnym postaram się bardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No, co ja mam pisać, jak jest świetnie :3.
    Ja mam tylko nadzieję, że jeszcze dużo czasu zostało do końca :)
    Czekam na kolejny :)
    Weny <3
    Ja wracam do pisania już jutro, prawdopodobnie nowy post będzie na blogu o Amelii, Janku i Nikodemie.
    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha! Monika bardzo dobrze postąpiła. to jest w końcu jej mąż, jeden i jedyny, i trzeba o niego walczyć, bo nie będą tu jakieś wypindrzone lalusie się obok niego kręcić. :P widać, że wszystko wróciło u nich do normy, cieszę się z tego powodu. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Monia ma charakterek :P " Ptaszyna" :D

    OdpowiedzUsuń