czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 16.

Piątkowa kolacja u Adama i Iwony Kurek. Niby nic nadzwyczajnego, niby nic co mogło by wnieść do naszego wspólnego życia coś ważnego, a jednak warto o tym wspomnieć. 
Moja kochana teściowa wyczuła, że relacja na linii ja-ona znacznie uległa pogorszeniu od ostatnich świąt, tak więc z uporem starała się to jakoś naprawić. Być może nawet domyślała się, że ja wiem. Czy to od Bartka, czy od jej męża-mało ważne.
Najważniejsze dla niej było to, że traciła moje zaufanie, moją sympatię a przecież ostatnie lata naprawdę miałyśmy dobre. Lubiłyśmy się. Nie narzekałam na swoją teściową, bo nie miałam powodów do momentu podsłuchania jej rozmowy z Bartoszem. Trudno, stało się. 
Pani Kurek postarała się niebywale, gdyż kolacja, która niby odbywała się bez okazji, wyglądała na co najmniej świąteczną a ona sama napadła na nas w drzwiach, całując po policzkach jakby nie widziała nas kilka miesięcy. Czułam się nieswojo z jej powodów, ale widok mego teścia jakoś poprawił mi nastrój. Złoty człowiek, kochałam go jak swojego własnego ojca. 

-Mam nadzieję, że jesteście bardzo głodni.-składając dłonie jak do pacierzu, zagadała Iwona, by zaraz wskazać na wejście do dużego pokoju

-Ja jestem, żona mnie nie karmi to się u mamusi najem.-walnął Bartosz, za co oberwał z pięści w ramię. Miało zaboleć jego a zabolało mnie. Moja drobna rączka przegrała starcie z jego bicepsem. Niech cię cholera. Skrzywiłam się, dając do zrozumienia wszystkim, że cierpię, na co Bartek miał oczywiście gotowy tekst, co by jego rodzice, którzy nie widzieli zdarzenia, wiedzieli  co się stało. A właściwie się nie stało, ale jego fantazja ponosi. 

-Muszę jej czasem wpierdzielić żeby wiedziała kto tu rządzi.-kiwnął głową z powagą. Mnie zatkało, Adam wybuchł śmiechem a Iwona, trzymając w dłoni ściereczkę, przyrżnęła nią synowi po plecach.

-Jak Boga kocham, każdego dnia zastanawiam się co ja w tobie widziałam, wiążąc się z tobą.-no ręce opadają! Usiadłam przy stole, wlewając sobie kompotu truskawkowego do szklanki. Spoglądałam raz na męża, raz na jego ojca, którzy szczerzyli się jak głupi do sera. 

-Moooniaaaa, to Bartek powinien dziękować Bogu, że ma taką kobietę!-wtrącił teść

-Tak, bo jaka normalna istota płci żeńskiej by wytrzymała z czymś takim 14 lat... Matko kochana! Pół życia mi zatrułeś!-zdzieliłam sobie z otwartej dłoni w czoło, nie mogąc uwierzyć, że toć naprawdę pół swojego życia z nim spędziłam!

-Najlepsze 14 lat mego żywota. Nie licząc siatkówki ma się rozumieć.-ooo jaki słodki się nagle zrobił ten mój cwaniaczek. Poruszał zabawnie brwiami, wpatrując się we mnie jak w obrazek. No usiadł na przeciw i oglądać go musiałam, jakby z boku zasiąść nie mógł...

-Bartuś się podlizuje!-zauważyła jego mama, wchodząc do salonu z pieczonym kurczakiem. Postawiła mięso na środku stołu i zajęła miejsce obok swego męża.-Smacznego!

-Podlizuje się, bo na coś liczy!-zafantazjował senior, trącając żonę łokciem. Ta pokręciła głową z rozbawieniem, kryjąc twarz w dłoni, z której przed momentem wypuściła widelec.

-Ja się nie muszę podlizywać, ostatnio nawet prosić nie muszę.-wypiął się dumnie, ukazując rząd białych zębów. No co jak co, ale nasze łóżkowe sprawy to nie jest temat do rozmów przy stole! Zmrużyłam powieki, czerwieniąc się z lekka co na pewno zauważył każdy, kto siedział obok.

-Kuźwa, Kurek, zamknij już dziób!-rozkazałam lekko zmieszana, ale i zarazem rozbawiona. Nałożyłam sobie kaszy jaglanej na talerz a do tego obok ułożyłam pierś kurczaka. Smakowało wspaniale, teściowa to miała rękę do gotowania! 
Po zjedzeniu posiłku, mężczyźni usiedli na kanapie, rozmawiając zażarcie na temat sportu. Obaj doskonale się na tym znali, przecież łączy ich ta sama dyscyplina. Tyle, że Adam jest już na sportowej emeryturze. 
My zaś chodziłyśmy po kuchni, sprzątając brudne naczynia. Wzięłam się za mycie talerzy, postanowiłam jakoś pomóc, mimo wszystko. Zamieniłyśmy kilka słów, jednak było to takie gadanie od niechcenia. Teściowa celowo ciągnęła mnie za język, dopytywała o różne rzeczy, ale w kółko słyszała to samo. W końcu jednak postawiła sprawę na ostrzu noża. Czekałam na to.

-Wiem, że masz do mnie żal.-rzekła stanowczo, zachodząc mi drogę ku wyjściu z kuchni

-Nic mama nie wie.- burknęłam, dając krok w bok, by ją ominąć, ale ta chwyciła mnie za dłoń

-Przepraszam. Wiem, że to na nic się zda, ale tylko tyle mogę teraz zrobić. Po prostu przeprosić.-zagryzła wargę, wymuszając na mnie to bym spojrzała jej głęboko w oczy

-Masz mamo rację, to na nic. Nie wiem czy kiedykolwiek...czy w ogóle mamie wybaczę. Nie wiem. Muszę to wszystko sobie ogarnąć. Muszę a właściwie to musimy z Bartkiem dociągnąć sprawę adopcji do końca a jak już to się uda, jak Kajtek będzie z nami to mam nadzieję, że wszystko się ułoży.-szeptałam, opierając się o ścianę kuchni-Spokojnie, nadal jesteśmy rodziną, w tej kwestii nic się nie zmienia, choć mówią, że "synowa to nie rodzina".-zaśmiałam się, wbijając wzrok w podłogę

-Monika, kocham ciebie jak córkę. Kiedyś martwiłam się tylko o karierę syna, bałam się, że to wszystko runie, ale wiem, że popełniłam ogromny błąd.-podeszła bliżej, tamując łzy, napływające do je oczu

-Jak widać, kariera nie runęła. Wszystko gra. Bartek jest światowej sławy atakującym, niczego nie popsułam, no ale okej. Koniec tematu!-wzruszyłam ramionami-Jutro mam dyżur w szpitalu, chyba musimy już iść.- mówiąc to wyszłam, poinformowałam męża o tym, że trzeba już jechać, bo przed nami kawałek drogi. Z niechęcią w głosie, ale i również w zachowaniu, Bartosz podniósł się leniwie z miejsca, zamieniając jeszcze parę słów z tatą, po czym chwycił kurtkę i buty, ubierając się w przedpokoju. Uczyniłam to samo. Teściowie przyglądali się nam bacznie a dokładniej to Adam próbował rozgryźć mnie i swą żonę, bo nasze miny były co najmniej dziwne i wskazywały na to, że coś się stało przed momentem. Żegnając się już mieliśmy wychodzić, ale zatrzymał nas mój telefon, który rozbrzmiał nagle gdzieś na dnie mej wielkiej torebki. Nim go znalazłam, nim odebrałam to ten ktoś się rozłączył a Kurek już musiał walnąć komentarz, że mam w torebce taki bałagan i połowa rzeczy, która się w niej znajduje jest mi niepotrzebna. Darował by sobie takowe uwagi!
Zmartwiłam się odrobinę, widząc na wyświetlaczu komórki imię i nazwisko opiekuna Kajetana a niżej jakiś nieznany mi numer, który to dobijał się wcześniej a ja najwyraźniej nie słyszałam, że ktoś dzwoni. 

-Dobry wieczór, Monika Wójcik-Kurek, ktoś do mnie dzwonił przed chwilką z tego numeru.-powiedziałam, gdy po kilku sygnałach oczekiwania jakaś kobieta podniosła słuchawkę 

-Dobry wieczór, kliniczny szpital wojewódzki w Rzeszowie. Chciałabym panią poinformować za zgodą opiekuna prawnego Kajetana, że chłopiec od kilku godzin przebywa na oddziale dziecięcym. Więcej dowie się pani po przybyciu.-Jezu, nogi się pode mną ugięły. Jak to szpital? Co jest grane? Co z moim synem?! Zrobiło mi się gorąco, słabo, wypuściłam smartphone'a z rąk, opierając się mimowolnie o ścianę. W jednej sekundzie zbladłam. Widzieliśmy się z nim dzisiejszego ranka i wszystko było dobrze! 

-Kochanie?-Bartek chwycił mnie za przedramię, próbując wyczytać coś z mojej twarzy. Jednocześnie podtrzymywał me ciało, które wyglądało jakby zaraz miało walnąć z impetem o podłogę.

-Kto to był?-spytał teść, łapiąc mnie z drugiej strony

-Kajtek jest w szpitalu. Coś się stało...-wydusiłam z siebie, by po chwili się rozpłakać. Nie wiedziałam czy to było coś poważnego. Płakałam z powodu niewiedzy, a niewiedza jest najgorsza.

-Co?!-i Kurkowi mina zrzedła-Jedziemy! Szybko jedziemy!-nawet nie wiem kiedy a siedzieliśmy już w samochodzie. To była chwila! Teście kazali nam zadzwonić, gdy będziemy już na miejscu...a na miejscu będziemy dopiero za jakieś 2 godziny...


^O^
Rozdział wesoły, ale tylko do połowy. Co dalej? Co się stało? 
Mogę Wam powiedzieć, że...od następnego rozdziału, który pojawi się najprawdopodobniej na koniec stycznia, będzie smutno. Dlaczego? 
Od samego początku mym zamysłem było może nie doprowadzanie Was do łez, ale może do chwili zmartwienia.
Nie bez powodu wybrałam sobie piosenkę Abby jako tekst przewodni mych bohaterów oraz po trosze tego opowiadania ^^
Pozdrawiam, siatkarka :* <3

8 komentarzy:

  1. No,no.Niech mu nic nie będzie. Cudeńko. *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. No teściowa to teściowa , teraz stara się naprawić relację i dobrze niech się stara:D Kurek i te jego żarty :D Pisz szybko bo jestem ciekawa co stało sie Kajtkowi,mam nadzieję,że nic poważengo.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boję się, że nasz Kajetan będzie miał białaczkę albo inne cholerstwo, które doprowadzi nas do łez. Gdybym byla na miejscu Moniki pogonila bym mamusie teściową w cholere. Ech... Matka to zawsze matka chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Aż się boję co będzie się działo w kolejnych rozdzialach.

    OdpowiedzUsuń
  4. oby nic się złego się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby Kajtkowi nic nie było... a tak się sielankowo już działo...
    Czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  6. jejku, naprawdę cieszyłam się z ich sielanki przez kilka ostatnich rozdziałów, a tu tak nagle serwujesz nam takie zakończenie :( Twoje słowa pod rozdziałem chyba tylko potwierdzają kilka wizji, które majaczą w mojej głowie co do stanu Kajtka. oby mimo wszystko jakoś dobrze się to skończyło! zobaczymy.
    czekam na dalsze rozdziały z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sielanka,sielanka a na koniec takie coś.. Oby to nic poważnego.
    Czekam z niecierpliwością na to co zaplanowałaś dalej dla Bartka,Kajtka i Moniki
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. O jejku co mu jest? :( Intrygująca rozmowa synowej i teściowej...

    OdpowiedzUsuń